Włoska piłka czeka niemal dekadę, natomiast jeden z tegorocznych finalistów ostatni triumf w Lidze Mistrzów świętował jeszcze w minionym tysiącleciu. Juventus, zespół o światowej renomie. Zespół spragniony sukcesu na skalę europejską. Zespół, który w swoim kraju osiągnął wszystko. Zespół, który mimo licznych sukcesów, rekordów, nie radzi sobie na arenie europejskiej w stopniu odpowiadającemu jego działaczom czy kibicom. Zespół, który ma na swoim koncie najwięcej przegranych finałów tych rozgrywek z wszystkich klubów Starego Kontynentu. W tym sezonie historia ma się zmienić, a podopieczni Allegriego mają napisać nowy rozdział w dziejach klubu. Jeszcze żaden włoski klub nie zakończył sezonu w potrójnej koronie, jeśli Juve wygra mecz w Cardiff będzie pierwszy. Ponadto, ten sezon może być przełomowy dla piłki na całym świecie. Jeśli Juventus zwycięży w finale, przyciągnie wielu sponsorów na półwysep Apeniński, których od czasów afery calciopoli (2006 r.) brakowało.

W drugim narożniku na mistrza Włoch oczekuje, drużyna wagi ciężkiej, Real Madryt. Galacticos, drużyna gwiazd, której Prezydent nigdy nie oszczędzał na transferach. Zespół, który w każdym sezonie jest jednym z faworytów do zwycięstwa w najbardziej prestiżowych rozgrywkach w Europie. Zespół, obok którego nie da się przejść obojętnie, albo się ich kocha, albo nienawidzi. Zespół, który jest wpleciony w historię Ligi Mistrzów jak żaden inny. Pierwszy triumfator, rekordzista pod względem zwycięstw. W tym roku stoją przed szansą wyśrubowania rekordu zwycięstw w Lidze Mistrzów, ale nie to jest największym "smaczkiem" finału. Jeszcze żadnej drużynie nie udało się obronić tytułu zwycięzcy Champions League. Podopieczni Zidane'a mogą przejść do historii na lata, aby to się stało muszą przełamać najlepszą defensywę tego sezonu Ligi Mistrzów.